czwartek, 19 marca 2015

Jak wygląda rekrutacja w firmie Luxoft Polska (Kraków)

Na przykładzie własnym. A co, dziunie z haeru też chodzą na rozmowę. Po pierwsze, dlatego, iż może trafi się lepsza praca, po drugie, można zobaczyć jak rekrutuje konkurencja, po trzecie żeby poczuć się jak kandydat i zobaczyć, o czym się zapomina, gdy siedzi się po tej drugiej, właściwej stronie biurka.

Trafiło na Lxxxxt . Dla nieobeznanych, to międzynarodowa korporacja dostarczająca usługi programistyczne dla banków, w Krakowie jeden z lepszych pracodawców, jeśli chodzi o płacę i stabilność zatrudnienia, ale zmagający się z niedoborem wysoko wyszkolonej kadry IT oraz migracją pracowników zmęczonych pracą w korporacji. Oczywiście, firma stara się temu zapobiec, ale...o tym będzie dalej.

Nie składałam tam cv w odpowiedzi na ogłoszenie, zostałam zaczepiona mailowo, że ktoś tam gdzieś coś widział i czy nie złożyłabym cv. Jasne, czemu nie. Pracy nie szukam, ale jak się pcha sama why not :) Wysłałam cv. Proces rekrutacji miał 3 etapy: wywiad telefoniczny (część po angielsku), spotkanie z menadżerem oraz przygotowanie prezentacji (w języku angielskim).

Plusy:
- na samym początku jesteśmy informowani, z jakich etapów będzie składał się cały proces, ile potrwa, ile jest wakatów, jaki rodzaj umowy oferują, od kiedy start.

- rekruterzy są słowni, jak umawiają się na telefon o 20, to dzwonią o 20, jak rozmowa ma się zacząć o 8, to się zaczyna.

- jawność wynagrodzenia, od razu wiadomo, czy ich stawka spotka się naszą, oszczędza to nam im rozczarowań.

- stawka proponowana jest dość konkurencyjna, proponują też dodatki typu dodatek do paliwa, na podróże służbowe i wypoczynek, co sprawia, że człowiek już widzi oczami wyobraźni te $$ na koncie.

Minusy:
- mała elastyczność czasowo-godzinowa procesu rekrutacji. Chcą zatrudnić kogoś z doświadczeniem i wiedzą, więc taka osoba raczej gdzieś pracuje. Tymczasem, mimo iż uprzedzałam, że o terminie rozmowy potrzebuję wiedzieć minimum 3 dni wcześniej,  potrafiono do mnie zadzwonić we wtorek o 14, że rozmowa jest w środę o godzinie 8 i co ja na to...

- chaos informacyjny. Niestety, tu też się wkradł. Podczas rozmowy telefonicznej dowiaduje się, że miejsce pracy będzie można sobie wybrać spośród 3 dostępnych, natomiast w siedzibie firmy poinformowano mnie, że absolutnie, pracuje się w 2 spośród 3, o żadnym wyborze mowy być nie może. Ktokolwiek mieszkał w Krakowie, wie że lokalizacja ma ogromne znaczenie. Nie ma takich pieniędzy (chyba że na helikopter) które skłoniłyby mnie do dojeżdżania do lokalizacji B.

- selekcja cv nawaliła, ale o tym (jak i zapobieganiu odejściom z lxxxxtu) będzie teraz.



Kicia HR pojechała na rozmowę w roli maskotki


Rozmowa prowadzona była w miłej atmosferze, aczkolwiek w małej sali wyodrębnionej pleksi, bez okien. Nie polecam osobom z klaustrofobią. Pani menedżer była kompetentna i przyjazna, aczkolwiek w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że ja o niebie, a ona o chlebie.  Rozmowa zakończyła się feedbackiem podanym na sandwicha tj. pochwała-gorzkie słowa-pochwała. U mnie to było droga HR Kitten masz ogromną wiedzę wykonujesz good job, ale poszukujemy kogoś z doświadczeniem w firmie taka jak nasza o!, a tego ci brakuje, ale nie ustawaj w poszukiwaniach pracodawcy, bowiem firma, do której trafisz zyska wspaniałego pracownika. No i fajnie, jak mawiał trener z reklamy McDonaldsa. Ale, zaraz. Czy oni wzięli mnie z ulicy? Przecież mieli moje cv, mój profil, dane pracodawców, przebieg kariery. Jeśli nazwy  pracodawców nic im nie mówiły, to 20 sekund szukania w wujku googlu i wyskoczyłoby, że pracowałam w obszarach mśp a nie korpo-srorpo. Cóż...Chyba, że nie ujęłam serca ich, a to był pierwszy lepszy wykręt. Też nieładnie, bowiem w haerze sporo opiera się na szczerości.


I jeszcze.

Rozmowa się w pewnym momencie przestała kleić. Wszystkie procesy haerowe, o które byłam pytana, są mi znane. Niektóre stosuję, innych się nie da, bo albo na to nie pozwala sytuacja, albo mija się to z celem, albo nie ma zgody góry. Natomiast pani menedżer ustawiła się w pozycji moje jest bardziej mojsze, czyli I win- you lost. Wznosiła oczy do góry, prychała jak powiedziałam, że nie stosujemy exit interview (badania przyczyn, dla których ktoś odchodzi) bo zgodnie z naszą polityką nie chcemy uszczęśliwiać ludzi na siłę, skoro podjęli taką decyzję, to feel free. Jak się podzielą z nami opinią, to fajnie, jak nie to nie. Ale jak ja wspomniałam o metodzie Sandlera czy o podziale kultur organizacyjnych wg Camerona, to pfff wfff skoro oni nie stosują, to pewnie nie są warte  uwagi. A szkoda, bo tak jak ja po tej rozmowie wiem więcej, tak ona też mogła się otworzyć na wiedzę.

Niefajnie się poczułam jak zaczęła się ocena mojego pracodawcy, bowiem kolejna reguła złamana-nie oceniaj i nie mów źle o poprzednim pracodawcy. Owszem, ma sporo za uszami, trochę niefajnych sytuacji się zdarzyło, ale na litość, w tej firmie pracują wartościowi i fajni ludzie i głupio mi było usłyszeć, że z powodu braku procedury abcdefgh pracowałam w Ugandzie.

A po rozmowie przyszła refleksja, że skoro te ich procedury w ich mniemaniu są takie super, to czemu nie działają? Głównym zajęciem osoby, przyjętej na to stanowisko byłoby przeciwdziałanie migracji pracowników...To ja się pytam skoro procedury abcdefgh są takie ważne, a ich brak praktycznego wykorzystania mnie skreśla, to czemu ludzie odchodzą mimo ich wdrożenia?Mniemam że warto byłoby się otworzyć na świeżość i przestać, excusez le mot, jarać własną zajebistością.

Idę czytać o procedurach abcdefgh...Bo ja proszę Państwa, staram się mieć umysł otwarty i czytam dogłębnie, cefałki też. Czy mi żal, że się tak potoczyło? Owszem, leciutki smuteczek jest. Ale to objaw najzupełniej zdrowy.