Poznajcie Dorotę, imię zmyślone. Otóż zawsze byłam pod wrażeniem Doroty (szczerze). Taka businesswoman, ładna, zgrabna, syn zadbany, ogarnięta... a przy okazji Dorota robiła coś jeszcze. Utworzyła coś w rodzaju kółka samopomocowego dla kobiet sukcesu i tych, które marzą, aby rzucić nudną pracę na etacie w pierony i zająć się czymś własnym. Co tydzień spotkanie, warsztat, na fejsbuniu obrazki motywujące, pełno znajomych trenerów, coachów, inspiracje z całego świata small businessu. Dziewczyna robiła kawał dobrej roboty. Ja, szczerze, zazdrościłam. Dobrze prosperującej działalności, zaparcia, determinacji, szerokich horyzontów myślowych. Myślałam sobie, kto wie....może jakby nie moje parszywe cechy charakteru typu brak pewności siebie i lenistwo graniczące z chorobą, dałabym się skusić i jak owca podążyć za Dorotą i założyć swoje, bliżej nieokreślone, coś.
Tymczasem....
....
jakiś czas temu dostaję info, że Dorota szuka pracy na etacie. Nieźle, pomyślałam, pewnie żart. Jednak nie żart, serio Dorota, to uosobienie niezależności, pracy pod swoim okiem i tylko dla siebie, moja inspiracja, marzy by wbić się w garsonkę, odbijać się w fabryce na zegarze i mieć nad sobą szefa-buraka? No way, you must be kiddin' baby. Ale nie, jednak to prawda.
I poczułam się jakby nie oszukano. Oczywiście, może zbytnio patrzyłam w Dorotę jak w obrazek, a wiadomo, nie ma ludzi bez skazy. Ale pytam jak można, jednego dnia opowiadać o swoim prężnym businessie, hejtować etat, a drugiego cichcem rozpuszczać wici po znajomych, że się szuka pracy.
Po raz kolejny miałam nosa, że te spotkania samopomocowe dla kobiet busineesu traktowałam na zasadzie, siądę i zobaczę. Gdybym uwierzyła w wizję Doroty, miałabym niezłego moralniaka.
A ideały są jak jazda rurą na basenie. Jest fajnie, przyjemnie, jest moc, ale zderzenie z chlorowaną wodą boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz