czwartek, 19 marca 2015

Jak wygląda rekrutacja w firmie Luxoft Polska (Kraków)

Na przykładzie własnym. A co, dziunie z haeru też chodzą na rozmowę. Po pierwsze, dlatego, iż może trafi się lepsza praca, po drugie, można zobaczyć jak rekrutuje konkurencja, po trzecie żeby poczuć się jak kandydat i zobaczyć, o czym się zapomina, gdy siedzi się po tej drugiej, właściwej stronie biurka.

Trafiło na Lxxxxt . Dla nieobeznanych, to międzynarodowa korporacja dostarczająca usługi programistyczne dla banków, w Krakowie jeden z lepszych pracodawców, jeśli chodzi o płacę i stabilność zatrudnienia, ale zmagający się z niedoborem wysoko wyszkolonej kadry IT oraz migracją pracowników zmęczonych pracą w korporacji. Oczywiście, firma stara się temu zapobiec, ale...o tym będzie dalej.

Nie składałam tam cv w odpowiedzi na ogłoszenie, zostałam zaczepiona mailowo, że ktoś tam gdzieś coś widział i czy nie złożyłabym cv. Jasne, czemu nie. Pracy nie szukam, ale jak się pcha sama why not :) Wysłałam cv. Proces rekrutacji miał 3 etapy: wywiad telefoniczny (część po angielsku), spotkanie z menadżerem oraz przygotowanie prezentacji (w języku angielskim).

Plusy:
- na samym początku jesteśmy informowani, z jakich etapów będzie składał się cały proces, ile potrwa, ile jest wakatów, jaki rodzaj umowy oferują, od kiedy start.

- rekruterzy są słowni, jak umawiają się na telefon o 20, to dzwonią o 20, jak rozmowa ma się zacząć o 8, to się zaczyna.

- jawność wynagrodzenia, od razu wiadomo, czy ich stawka spotka się naszą, oszczędza to nam im rozczarowań.

- stawka proponowana jest dość konkurencyjna, proponują też dodatki typu dodatek do paliwa, na podróże służbowe i wypoczynek, co sprawia, że człowiek już widzi oczami wyobraźni te $$ na koncie.

Minusy:
- mała elastyczność czasowo-godzinowa procesu rekrutacji. Chcą zatrudnić kogoś z doświadczeniem i wiedzą, więc taka osoba raczej gdzieś pracuje. Tymczasem, mimo iż uprzedzałam, że o terminie rozmowy potrzebuję wiedzieć minimum 3 dni wcześniej,  potrafiono do mnie zadzwonić we wtorek o 14, że rozmowa jest w środę o godzinie 8 i co ja na to...

- chaos informacyjny. Niestety, tu też się wkradł. Podczas rozmowy telefonicznej dowiaduje się, że miejsce pracy będzie można sobie wybrać spośród 3 dostępnych, natomiast w siedzibie firmy poinformowano mnie, że absolutnie, pracuje się w 2 spośród 3, o żadnym wyborze mowy być nie może. Ktokolwiek mieszkał w Krakowie, wie że lokalizacja ma ogromne znaczenie. Nie ma takich pieniędzy (chyba że na helikopter) które skłoniłyby mnie do dojeżdżania do lokalizacji B.

- selekcja cv nawaliła, ale o tym (jak i zapobieganiu odejściom z lxxxxtu) będzie teraz.



Kicia HR pojechała na rozmowę w roli maskotki


Rozmowa prowadzona była w miłej atmosferze, aczkolwiek w małej sali wyodrębnionej pleksi, bez okien. Nie polecam osobom z klaustrofobią. Pani menedżer była kompetentna i przyjazna, aczkolwiek w pewnym momencie zaczęłam mieć wrażenie, że ja o niebie, a ona o chlebie.  Rozmowa zakończyła się feedbackiem podanym na sandwicha tj. pochwała-gorzkie słowa-pochwała. U mnie to było droga HR Kitten masz ogromną wiedzę wykonujesz good job, ale poszukujemy kogoś z doświadczeniem w firmie taka jak nasza o!, a tego ci brakuje, ale nie ustawaj w poszukiwaniach pracodawcy, bowiem firma, do której trafisz zyska wspaniałego pracownika. No i fajnie, jak mawiał trener z reklamy McDonaldsa. Ale, zaraz. Czy oni wzięli mnie z ulicy? Przecież mieli moje cv, mój profil, dane pracodawców, przebieg kariery. Jeśli nazwy  pracodawców nic im nie mówiły, to 20 sekund szukania w wujku googlu i wyskoczyłoby, że pracowałam w obszarach mśp a nie korpo-srorpo. Cóż...Chyba, że nie ujęłam serca ich, a to był pierwszy lepszy wykręt. Też nieładnie, bowiem w haerze sporo opiera się na szczerości.


I jeszcze.

Rozmowa się w pewnym momencie przestała kleić. Wszystkie procesy haerowe, o które byłam pytana, są mi znane. Niektóre stosuję, innych się nie da, bo albo na to nie pozwala sytuacja, albo mija się to z celem, albo nie ma zgody góry. Natomiast pani menedżer ustawiła się w pozycji moje jest bardziej mojsze, czyli I win- you lost. Wznosiła oczy do góry, prychała jak powiedziałam, że nie stosujemy exit interview (badania przyczyn, dla których ktoś odchodzi) bo zgodnie z naszą polityką nie chcemy uszczęśliwiać ludzi na siłę, skoro podjęli taką decyzję, to feel free. Jak się podzielą z nami opinią, to fajnie, jak nie to nie. Ale jak ja wspomniałam o metodzie Sandlera czy o podziale kultur organizacyjnych wg Camerona, to pfff wfff skoro oni nie stosują, to pewnie nie są warte  uwagi. A szkoda, bo tak jak ja po tej rozmowie wiem więcej, tak ona też mogła się otworzyć na wiedzę.

Niefajnie się poczułam jak zaczęła się ocena mojego pracodawcy, bowiem kolejna reguła złamana-nie oceniaj i nie mów źle o poprzednim pracodawcy. Owszem, ma sporo za uszami, trochę niefajnych sytuacji się zdarzyło, ale na litość, w tej firmie pracują wartościowi i fajni ludzie i głupio mi było usłyszeć, że z powodu braku procedury abcdefgh pracowałam w Ugandzie.

A po rozmowie przyszła refleksja, że skoro te ich procedury w ich mniemaniu są takie super, to czemu nie działają? Głównym zajęciem osoby, przyjętej na to stanowisko byłoby przeciwdziałanie migracji pracowników...To ja się pytam skoro procedury abcdefgh są takie ważne, a ich brak praktycznego wykorzystania mnie skreśla, to czemu ludzie odchodzą mimo ich wdrożenia?Mniemam że warto byłoby się otworzyć na świeżość i przestać, excusez le mot, jarać własną zajebistością.

Idę czytać o procedurach abcdefgh...Bo ja proszę Państwa, staram się mieć umysł otwarty i czytam dogłębnie, cefałki też. Czy mi żal, że się tak potoczyło? Owszem, leciutki smuteczek jest. Ale to objaw najzupełniej zdrowy.








niedziela, 21 grudnia 2014

Co ma wspólnego prawo pracy oraz zwykła ludzka uczciwość z karpiem?

Michael Jackson (dla gimbazy, taki piosenkarz) w swoim teledysku do piosenki Earth Song zaraz po scenie zamordowania foczki rzuca się na kolana, polscy ekolodzy po padnięciu konia na drodze do Morskiego Oka blokowali drogę fiakrom. Tymczasem nastał świąteczny okres, prezenty, bla bla bla, magia świat, podaruj niezapomniane chwile, każdy wpłacił lub skompletował łącznie z timem z korpo świąteczną głupotę paczkę, w duchu śmiejąc się, że jak to dobrze, że on się uczył i pracował więc mu taka biedna nie grozi jak tym głupkom nieszczęśnikom ze szlachetnej paczki. I nikt (prawie) nie pada na kolana, nikt nie blokuje dróg, a tysiące, jeśli nie miliony zwierząt zdycha w okropnych torturach. Dlatego ja i moja rodzina: NIE JEMY KARPIA!  Karp to żywe stworzenie, odczuwa ból i na pewno nie lubi, gdy si,ę go transportuje ściśniętego w mini baseniku, w niezbyt czystej wodzie, gdzie ścisk taki, że ocieranie się o współtowarzyszy niedoli powoduje rany, a potem również cierpi podduszany w foliowej reklamówce... Ale karp nie ma futerka, nie występuje w czytankach, nikt nie nakręcił wzruszającego serialu pt. "Karpinio". Dlatego jeśli już musicie zjeść tego karpia, błagam, nie kupujcie żywego karpia. Dlaczego? Dlatego: http://www.klubgaja.pl/news/463


A czemu notka ma w tytule prawo pracy? Otóż znalazłam takie ogłoszenie:

Proszę: praca na święta, przy sprzedaży karpia. Ale..zaraz, zaraz. Co na proponują? Czy mnie oczy nie mylą? Tak! Umowę o dzieło. Po raz kolejny zapytuję: co ogłoszenie o nawiązaniu umowy cywilnej robi na portalu o pracę? Straszy, gdyż innej odpowiedzi nie ma. Dla niezorientowanych: umowa o pracę to umowa zawarta pomiędzy pracownikiem a pracodawcą. W tej umowie pracownik zobowiązuje się świadczyć pracę (sprzedaż karpia) w miejscu wskazanym przez pracodawcę ( jakiś plac w Krakowie) i czasie (dni przedświąteczne) za określone wynagrodzenie (stawka godzinowa, ponoć aż 10 zł/h). A umowa o dzieło? To umowa cywilna, której rezultatem ma być wykonanie pewnego dzieła. Czyli nie interesuje mnie kiedy, ile czasu ci to zajmie, jak to zrobisz, ale masz zrobić. I ma być efekt: czyli to dzieło. Czy sprzedaż karpia może być dziełem, no nie bałdzo. Dziełem może być rysunek karpia, piosenka o karpiu, wymyślenie przepisu na karpia po krakowsku. Czyli znowu kant i to jeszcze przez firmę, która chwali się, że jest Licencjonowaną Agencją Pracy Tymczasowej (...) oraz Pośrednictwa Pracy (...) wpisaną do Krajowego Rejestru. Lipa, proszę państwa. Nie dość, że praca dwuznaczna moralnie to i jeszcze na lipnych warunkach. Więc jeśli ktoś nie umiera z głodu, to niech nie chwyta się tej roboty. Lepiej pomyć okna. Stawka 50 zł/h. A ręki do okrucieństwa nie trzeba będzie dokładać. 

sobota, 29 listopada 2014

Wysyłam tony cv, a telefon milczy

Nie zliczę ile razy słyszałam z ust znajomych, rodziny, znajomych znajomych, przypadkowych ludzi narzekania, że mimo, iż wysyłają mnóstwo cv, nikt nie odzwania. Jeśli ktoś szuka pracy i po miesiącu, dwóch, aplikowania na ogłoszenia zamieszczone w internecie, ten głupi telefon dalej milczy, to taka osoba zaczyna podejrzewać, że coś jest nie tak. Może zatem zacząć szukać winy w sobie: mam beznadziejne cv, skończyłem nie te studia, co trzeba, nic nie umiem i w konsekwencji się załamać, albo zacząć podejrzewać, że ogłoszenie jest trefne (a takie bywają, ale to temat na osobny wpis).

Ale....nikt im i za pewne wam też...nie powiedział, że prawda, może być zupełnie inna...
wstrząsająca wręcz, niewiarygodna. 


Otóż.

Nikt nie dzwoni, bo nikt nie przeczytał waszej aplikacji! Ha! Zagadka rozwiązana.

Ale jak to, spytacie moi mili. Tak to, już wyjaśniam na konkretnym przykładzie.

Firma X,  20 lat na rynku, zatrudnienie w okolicach 20 osób. Prezesem jest sam właściciel, to on dobiera sobie ludzi, nie ma działu haeru, nawet kadrowej, bo obsługę kadrową zleca firmie zewnętrznej. Firma X poszukuje kandydata/ki na stanowisko recepcjonisty/ki. Umieszcza na znanym wszystkim poszukującym pracy portalu ogłoszenie ( minimum 2 lata doświadczenia na podobnym stanowisku, wykształcenie wyższe, znajomość języka angielskiego na dobrym poziomie, dobre zdolności interpersonalne). I... w ciągu pierwszego dnia zgłasza się 75 osób. Kolejnego 50. Po miesiącu aplikacji jest koło 700. Firma X nie ma odpowiedniej osoby, która przejrzałaby te aplikacje, sam szef mówi, że mu szkoda czasu. Programu wyszukującego po słowach kluczowych również brak, pytań w formularzu nie zamieszczono... więc co dalej. Pan Szef zdaje się na ślepy los, wybiera metodą na chybił trafił 20 cv, z nich kolejne 10, po pierwszej rozmowie zostaje 5 osób, by po drugiej wybrać przyszłego pracownika. A co z resztą aplikacji? Tak, ci ludzie nie mieli nawet szansy, by swoim cv pokazać, jacy są fajni, jak wiele firma zyskałaby, gdyby się na nich zdecydowała.


Rozmawiałam z szefem firmy X, czy zdaje sobie sprawę, że mógł przeoczyć perełkę, wybierając aplikację na chybił-trafił. Odparł, że z obecnego pracownika jest zadowolony, a godzina jego (szefa) pracy jest więcej warta niż ewentualne szkody wyrządzone przez nieodpowiednią osobę. Ma prawo tak myśleć, kto mu zabroni?

Morał dla szukających pracy: jeśli szukacie pracy, gdzie podaż pracowników jest duża (istnieje prawdopodobieństwo, że sporo osób również odpowie na dane ogłoszenie) istnieje obawa, że nikt waszego cv nie przeczyta...

wtorek, 18 listopada 2014

Dlaczego mnie nie ma na WEDzie

Już 19 listopada w Krakowie odbędzie się Womens Days. A cóż to? To: Krakowska edycja Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości również uczestniczy w obchodach Dnia Kobiet w biznesie i z tej okazji organizuje wydarzenia wspierające żeńskich przedsiębiorców.

źródło grafiki: http://womensday.com.pl/

Brzmi super. Ale dlaczego jestem na nie? Dlaczego mimo tak arcy ciekawego programu nawet palcem nie kiwnę, żeby się tam udać? Już piszę.

Mechanizm konferencji tego typu.
Konferencje służą nie temu, żeby przekazać komuś wiedzę, ale przede wszystkim po to, żeby prelegenci mogli sobie wyrobić renomę. Po konferencji zawsze można wpisać do cv, portfolio, że się było prelegentem i już +10 pkt, albo jeszcze lepiej, spotka się Bardzo Ważnego Człowieka, który posiada moc, żeby nas zatrudnić.

Informacja, a w zasadzie jej brak. O wydarzeniu, dowiedziałam się jakieś 4 dni przed. Ja, która śledzi każdą branżową nowinkę  a fb pęka w szwach od grup tematycznych, pilnie przeglądam kalendarze imprez, to oficjalna wzmianka pojawiła się w niedzielę. No cóż.. widocznie organizatorzy i prelegenci lubią się kisić we własnym sosie.

Ludzie. Nie ma nikogo, kto by mnie zachwycił. Serio. Siakieś takie... nijakie. Jak zwykle, trener(ka), osoba z własnym raczkującym biznesem, takim nienamacalnym i mentor. Nuda, panie dzieju. Niektóych znam osobiście (Kraków wielka wieś) i śmiać mi się chciało, że akurat on/ona będzie na taki temat peorować, kiedy we własnym ogródku jest sporo chwastów.

Najważniejsze: idea. Żeby być dobrze zrozumianą: całym sercem popieram inicjatywę promowania przedsiębiorczości kobiet. Calutkim. Ale.. Takie eventy, w obecnych czasach, przypominają mi powiedzenie, to "niech jedzą ciastka, jak nie mają na chleb" albo bogatych ziemian bawiących się na rautach niby na chwałę inwalidów podczas wojny secesyjnej. Ludzie, obudźcie sie. Praca organiczna, praca u podstaw, spójrzcie na pozytywistów, ja was proszę. Promujecie jakieś startupy, jakieś rozwoje w kraju, w którym, tylko 12% członków zarządu jest kobietą, w kraju w którym na żłobek czeka się blisko rok, w kraju, w  którym kobiety, mimo że lepiej wykształcone zarabiają mniej od mężczyzn. Wasza jedyna rada: załóż własny biznes. Aha, fajnie. Tylko jak się to przekłada na sytuację pani Iwony, rehablitantki w prywatnym ośrodku, która po urlopie  rodzicielskim nie ma co zrobić z dzieckiem, bo na liście żłobkowej jej dziecko jest milion pińcset dwa dziwińcset, pensja niania= jej uposażenie, pracodawca nie stosuje elastycznych narzędzi ani czasu pracy, a zreszta ma chrapkę ją zwolnić, bo śmiała wykorzystać urlop, złodziejka jedna. Nijak, jej to wydarzenie nie pomoże, nijak. To może chociaż prelegenci świecą przykładem? Czy kobiecy biznes promuję postawę fair wobec kobiet? Odpowiedzi próżno szukać.

czwartek, 10 lipca 2014

O kandydatach będzie

Obiecałam, że nie będę naśmiewać się z Kandydatów do pracy, bo mają oni przekichane. Pracy nie ma, zarobki marne, człowiek wpada w depresję, ci, co pracę mają, niby klepią po ramieniu, a za plecami się cieszą, że to nie ich spotkało, a że spotkało Kowalskiego. No cóż, sam sobie jest winien, mógł się starać bardziej, kawusię szefowi przynosić, nosić te krawaty, nie nosić skarpetek, na zumbę się zapisać.

Ale....

w ręce wpadło mi takie oto cudeńko. Zbiegło się to w czasie, z zarzutem jakoby piszę tylko o tych złych pracodawców, zupełnie pomijając tych okropnych kandydatów, którzy nie przychodzą na spotkania, a jak już przychodzą, to ubrani w pomięty podkoszulek i podarte jeansy, żują gumę, przeceniają swoje możliwości, kłamią o znajomości języków obcych oraz żądają pensji prezesa....


więc voila, Kandydatka nr 1.



 Idealna, nie nakłamała w cv, nie zrobiła błędów literówek...ponieważ go nie ma. I proszę jej nie prosić, na nie ma i mieć nie będzie. Jak z Barei, nie ma i co mi zrobisz. Ano nic, zatrudnię cię, zważywszy na twój potencjał, na poczucie własnej wartości, na to, że cenisz mój czas, nie muszę czytać twojego cv, zdjęcie też niczego sobie.

środa, 25 czerwca 2014

Amazonie, nie idź tą drogą

Od kilku miesięcy (a może i lat?) brędzlowano się nowym centrum logistycznym światowego potentata sprzedaży wysyłkowej niejakiego Amazona. Ciocia wiki rzecze, że to jedno z największych przedsiębiorstw handlu via internet, zaczynali od jednego sklepu (!), oraz tylko od sprzedaży książek, obecnie sprzedają dvd, czytniki, ebooki bla bla bla, a ich roczny zysk netto w 2013 to 274 mln bucksów.

I oto ten emejzon wybudował w Polsce centrum logistyczne, które ma dać pracę około 6 tyś młodych Polaków (albo i starych).
Co ten emejzon zaproponował pracownikom? Jakie warunki ma spełniać wymarzony kandydat? Uwaga, trzymajcie się. Wedle gazety.pl przyszły kandydat musi wykazywać:

gotowość do pracy w trybie zmianowym, w nadgodzinach, stania lub chodzenia przez 10-12 godz., zdolność do podnoszenia ciężarów do 15 kg. Mile widziane są też umiejętności komunikacyjne, dyplom licencjata, umiejętności przywódcze czy obsługa pakietu MS Office.

Cały tekst: http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,16163501,16_25_zl_brutto__Amazon_rekrutuje.html#ixzz351iTgx5Y



Za to dostanie 16,25 brutto cebulcoinów... na godzinę. Że co kurffka, aż chciałoby się zapytać? Co to ma być? Obóz pracy, drugie Chiny, kołchoz?
Przeliczyłam 16,25 zł brutto x 20 dni x 8 godzin daje kwotę 2600 zł brutto. Czyli na rękę, po odliczeniu haraczu podatków 1877 zł z groszami. Aż chciałoby się zapytać, za jakie grzechy, emejzonie, za jakie?

I tak tryb zmianowy, czyli zapierdzielasz świątek, piątek i niedziela, nadgodziny, czyli jak szef ci każe, to zostaniesz sporo dłużej, nie znasz dnia ani godziny, kiedy będziesz wolny, stanie i chodzenie minimum 10-12h, czyli  będziesz zasuwał jak mały czerwony samochodzik z klaksonem, jeździł, skręcał, nosił, woził i robił pi biiiiip z uśmiechem na ustach, w końcu pracujesz w międzynarodowej, topowej korporacji.

Mnie najbardziej zastanawia ten dyplom licencjata... nie wiem jakimi przesłankami kierował się emejzon, wymyślając takie kryterium, czyżby ludzie nawykli do noszenia ciężkich skryptów przez studia, będą lepiej nosić paczki? A może taki licencjacik, kurza jego twarz, będzie szanował bardziej książki, z każdej strząsał pyłek i gładził rożek, jak niemowlak miętosi rożek kocyka?

Dyplom licencjata, można mieć z rybołówstwa, z języków hebrajskich, z zarządzania służbą zdrowia, z prawa, z grafiki kaczym piórem, ale emejzonowi wszystko jedno, byle ktoś z takim dyplomem nosił paczki za paczkę fajek.

Ja proponuję zawęzić kryteria do następujących kierunków:
- dietetyka, co by kandydat wiedział, jak zjeść i co za tą zawrotną sumę nie paść śmiercią głodową
- ginekologia, żeby wiedział jakie zabezpieczenie stosować, co by nie wpaść,bo z takiej kwoty rodzina nie wyżyje
- projektowanie ubioru, aby z pozostałych po pakowaniu materiałów typu karton, folia bąbelkowa i sznurek do snopowiązałek paczek mógł sobie sklecić ładny i schludny oraz mody przyodziewek.

A już najbardziej powinni być zainteresowani licencjaci projektowania i budowy maszyn, co by skonstruować młotek wielokrotnego użytku by wybijać komuś tam pracę z głowy...

Kici HR nie pozostaje nic innego jak zrobić facepalma



niedziela, 15 czerwca 2014

Wysyłasz cv -> pracy nie znajdziesz

Droga HR Kitten, piszę do Ciebie ponieważ od kilku miesięcy bezskutecznie poszukuję pracy. Jestem wykształconą, młodą, dyspozycyjną osobą, parę lat pracuję w branży. Jednak nie mogę znaleźć nowej pracy. Codziennie wysyłam kilka cv, telefon jednak milczy. Co ze mną jest nie tak? Załączam moje CV, może znajdziesz jakieś błędy, podpowiesz.
Czytelniczka

Droga Czytelniczko,
dam Ci kilka pieces of advice, czy jak to się pisze.

Po pierwsze, zapewniam Cię wszystko z Tobą ok. Nigdy nie myśl, że jesteś wybrakowana, zepsuta czy, że czegoś Ci brak.

Po drugie, przestań wysyłać CV w odpowiedzi na ogłoszenia zamieszczone na portalach pracowych! Herezja, prawda? Ale zaufaj mi, będzie dobrze (trust me, I am an :)HR specialist).

Po trzecie, przestań na okrągło analizować swoje CV. Założę się, że jeśli ja je poprawię, a Ty potem pokażesz komuś innemu z branży, to ten ktoś naniesie kolejne poprawki. Jeśli pójdziesz o krok dalej i znowu komuś - ogniwo n+1- pokażesz ten ktoś również naniesie zmiany, na to co stworzył człowiek nr n. I tak w kółko. Co rekruter, to własna wizja cv.

Ale wracając do listu. Jeśli szukacie pracy, korzystając z popularnych serwisów typu pracuj.pl, praca.pl, gazeta.praca.pl, infopraca.pl (znacie jeszcze jakieś?) nastawcie się na długie i żmudne miesiące poszukiwań. Udajcie się do psychiatry po różowe tabletki szczęścia, będą wam potrzebne, bowiem samoocena po bezskutecznych poszukiwaniach zjedzie wam do zera.

Dlaczego?

Bowiem (już drugie bowiem w notce) jak udowodnili Amerykanie (lofciam ich :P) szukanie pracy przy korzystaniu z serwisów jak wyżej ma efektywność w porywach do 10%. To znaczy na stu pracowników tylko 10 znalazło pracę wysyłając swoje cv w odpowiedzi na ogłoszenie.  A 90 nie. Czyli masz 0,1 szansy że znajdziesz tak pracę (przypominam 1 - zdarzenie pewne, 0 - niemożliwe). Przelicz sobie sama.
Zaraz mi sie dostanie, że pewnie w Polsce jest inaczej. Ale nie sądzę. Jak się dokopię do polskich badań to dam znać.
Źródełko: http://www.cmo.com/articles/2012/9/10/job-boards-still-sucking-wind.html